Salony tatuażu mają coraz więcej pracy. - Tatuują się ludzie w różnym wieku i z różnych warstw społecznych. Jesteśmy jeszcze daleko za Zachodem, gdzie ludzie nie boją się ozdabiać ciała. Ale to się będzie zmieniać - mówią tatuażyści. I dodają, że Polacy coraz częściej szukają motywów, których nie dostrzeże się u znajomych.
Marta ma na nadgarstku gwiazdę - znak wewnętrznej siły, pomocnej po rozstaniu z długoletnim partnerem. 65-latka - chińskie symbole wnuczka i wnuczki - bo je kocha i zawsze chciała mieć tatuaż. U Oliwii na łopatce widnieje napis "Oblivion", bo na pewnym etapie życia musiała zapomnieć o wszystkim, co wcześniej miało dla niej znaczenie.
Magda Pindral, studentka V roku wzornictwa na wrocławskiej ASP, do pierwszego tatuażu podchodziła ostrożnie - musiał symbolizować coś istotnego. To wytatuowany na biodrze wizerunek Małego Księcia z ważnej wówczas dla Magdy książki. Po kilku latach okazał się niewypałem - zmienił się światopogląd, priorytety, motyw się zdezaktualizował, a jakość rysunku pozostawiała wiele do życzenia. Został przykryty wykonanym przez Kasię Krutak z wrocławskiego Redberry Studio krukiem.
Z drugim - kluczem wiolinowym narysowanym za uchem - było podobnie, zastąpił go ptak wytatuowany przez Białorusina Gienę Todryka. - A potem machnęłam ręką na własne widzimisię i zostawiłam wolną rękę artystom. I te tatuaże są najbardziej udane. Bo dobrze wykonany tatuaż to arcydzieło - mówi.
Dziś Magda ma na lewej ręce kota wykonanego przez warszawską artystkę Dagnę Wrażeń, a na lewej nieskończone jeszcze dzieło Gieny. Dlaczego? Bo ten styl się jej podoba i chce go nosić.
Ekskluziw, spoza sieciówki
Do niedawna Wrocław był białą plamą, jeśli chodzi o sztukę tatuażu. Nie brakowało tatuażystów zdolnych odtworzyć skomplikowane wzory, a wielu klientom doświadczony i zręczny kopista wystarczał.
Większy problem miał ktoś, kto szukał czegoś więcej niż powtarzalnych motywów, które, podobnie jak ubrania z sieciowej kolekcji, można dostrzec u znajomych, zwłaszcza kiedy robi się ciepło i długi rękaw ląduje w szafie. Tym bardziej że o to coraz łatwiej - dziś tatuują się wszyscy, korporacyjni prezesi i anarchiści, hipsterzy z modnych kawiarni i ci, którzy je kontestują, nastolatki i ich dziadkowie.
Luke, tatuażysta z wrocławskiego oddziału Rock'n'Roll Tattoo, tę zmianę zauważył już kilka lat temu. Nazywa ją emancypacją tatuażu. - Tatuują się ludzie w różnym wieku i z różnych warstw społecznych. Jesteśmy jeszcze daleko za Zachodem, gdzie ludzie nie boją się ozdabiać ciała. Ale to się będzie zmieniać - trafiają do mnie ludzie z różnych środowisk. Wśród klientów miałem m.in. chirurga onkologii, któremu tatuowałem na plecach samuraja w stylu japońskim, obcinającego rakowi szczypce. Przychodzą matki z córkami, tatuują się razem lub mama nadzoruje zabieg, żeby potem wrócić do studia.
Dero z Rock'n'Roll mieszkał 7 lat w Szkocji - widzi przepaść, jeśli chodzi o podejście do body artu na Zachodzie i w kraju. Spotykał tam 50-letnich kasjerów z tunelami w uszach, ochroniarzy z piercingiem, bankowców i policjantów z tatuażami. - To nie wzbudzało u nikogo emocji, było sposobem na wyrażenie siebie - opowiada. - Przyszła do mnie kiedyś 70-letnia kobieta. Niedawno zmarł jej mąż i na pamiątkę chciała wytatuować dwie jaskółki podpisane imionami - swoim i nieżyjącego małżonka. Bała się bólu, więc przed zabiegiem wstąpiła do baru na dwa drinki. Okazało się, że niepotrzebnie - nie bolało tak bardzo, a rysunek jej się podobał i planowała kolejne.
Dero tatuował bankowców, prawników, lekarzy. Kolega ze studia Mikael - księdza, który ozdobił dwie ręce i tors symbolami dobra i zła, babcia Kingi z Redberry Tattoo poprosiła o chińskie znaki symbolizujące wnuka i wnuczkę.
- Stereotypy wiążące tatuaż ze środowiskami przestępczymi tracą dziś rację bytu - tłumaczy Tomasz Madej, antropolog i pracownik Muzeum Azji i Pacyfiku. - Niechęć do tatuażu brała się z nieświadomości jego korzeni. A przecież ten zwyczaj jest bardzo stary, nie było plemion, które by się nie tatuowały, tradycja istniała również na ziemiach polskich, chociaż mamy skąpe informacje na ten temat. Mentalność Polaków zmieniły środki masowego przekazu, większa świadomość własnego ciała oraz wzory cielesności, jakie celebryci przekazywali opinii publicznej. W latach 90. krążyły nieliczne kolorowe wydawnictwa, z których wyciągało się plakaty. Na zdjęciach oglądaliśmy wytatuowane gwiazdy muzyki czy filmu i chcieliśmy to kopiować.
Z ulicy na salony
Artystów tatuażu przybywa, a ich pracownie cieszą się rosnącym powodzeniem. Redberry na Sokolniczej działa od rana do późnej nocy, także w niedzielę, a Timur, główny tatuażysta salonu, jest tak rozrywany, że nie jest w stanie znaleźć pięciu minut na rozmowę. Zapisy uruchamia się raz na trzy miesiące - kalendarz zapełnia się wtedy błyskawicznie. W ubiegłym roku wstrzymano zapisy do Victora Portugala z Krakowa - grafik pękał w szwach, był wypełniony do 2017 roku.
- Trzeba oddzielić tatuażystów od artystów - tłumaczy Luke, tatuażysta z Rock'n'Roll Tattoo, absolwent historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim. - Fabryk pieczątek wciąż jest więcej. Sytuacja we Wrocławiu zaczęła się zmieniać dwa-trzy lata temu, gdy pojawiły się studia realizujące autorskie projekty oraz artyści, którym etyka zawodowa nie pozwala na kopiowanie wzorów. Tatuaż przechodzi teraz drogę, jaką ma za sobą street art, który z ulicy wszedł na salony, złamał bariery stworzone przez akademików i otworzył na siebie środowiska artystyczne, m.in. dzięki takim zjawiskom jak Etam Cru.
Duet Etam Cru tworzą absolwenci łódzkiego ASP - Przemek Blejzyk i Mateusz Gapski, jedni z najbardziej kreatywnych, młodych twórców street artu w Polsce.
Tomasz Madej uważa, że jeśli chodzi o sztukę tatuażu, Polska jest wyjątkowym zjawiskiem. - Tatuaż jako forma sztuki wciąż ewoluuje, pulsuje pod skórą - jeszcze tej ostatniej kropli pigmentu nie było - mówi. - Polscy twórcy należą do ścisłej czołówki europejskiej, a nawet światowej. Wsparciem był dla nich rozwój środków masowego przekazu i serwisów społecznościowych. Ludzie udostępniają świetne prace, pokazują innym, podziwiają, komentują: "Patrzcie, czegoś takiego jeszcze nie było, ten człowiek rozwala system". Fanpejdż "Tatuaż Etniczny", którego ojcem jestem, doczekał się już ponad dwudziestu tysięcy polubień.
Marta ma na nadgarstku gwiazdę - znak wewnętrznej siły, pomocnej po rozstaniu z długoletnim partnerem. 65-latka - chińskie symbole wnuczka i wnuczki - bo je kocha i zawsze chciała mieć tatuaż. U Oliwii na łopatce widnieje napis "Oblivion", bo na pewnym etapie życia musiała zapomnieć o wszystkim, co wcześniej miało dla niej znaczenie.
Magda Pindral, studentka V roku wzornictwa na wrocławskiej ASP, do pierwszego tatuażu podchodziła ostrożnie - musiał symbolizować coś istotnego. To wytatuowany na biodrze wizerunek Małego Księcia z ważnej wówczas dla Magdy książki. Po kilku latach okazał się niewypałem - zmienił się światopogląd, priorytety, motyw się zdezaktualizował, a jakość rysunku pozostawiała wiele do życzenia. Został przykryty wykonanym przez Kasię Krutak z wrocławskiego Redberry Studio krukiem.
Z drugim - kluczem wiolinowym narysowanym za uchem - było podobnie, zastąpił go ptak wytatuowany przez Białorusina Gienę Todryka. - A potem machnęłam ręką na własne widzimisię i zostawiłam wolną rękę artystom. I te tatuaże są najbardziej udane. Bo dobrze wykonany tatuaż to arcydzieło - mówi.
Dziś Magda ma na lewej ręce kota wykonanego przez warszawską artystkę Dagnę Wrażeń, a na lewej nieskończone jeszcze dzieło Gieny. Dlaczego? Bo ten styl się jej podoba i chce go nosić.
Ekskluziw, spoza sieciówki
Do niedawna Wrocław był białą plamą, jeśli chodzi o sztukę tatuażu. Nie brakowało tatuażystów zdolnych odtworzyć skomplikowane wzory, a wielu klientom doświadczony i zręczny kopista wystarczał.
Większy problem miał ktoś, kto szukał czegoś więcej niż powtarzalnych motywów, które, podobnie jak ubrania z sieciowej kolekcji, można dostrzec u znajomych, zwłaszcza kiedy robi się ciepło i długi rękaw ląduje w szafie. Tym bardziej że o to coraz łatwiej - dziś tatuują się wszyscy, korporacyjni prezesi i anarchiści, hipsterzy z modnych kawiarni i ci, którzy je kontestują, nastolatki i ich dziadkowie.
Luke, tatuażysta z wrocławskiego oddziału Rock'n'Roll Tattoo, tę zmianę zauważył już kilka lat temu. Nazywa ją emancypacją tatuażu. - Tatuują się ludzie w różnym wieku i z różnych warstw społecznych. Jesteśmy jeszcze daleko za Zachodem, gdzie ludzie nie boją się ozdabiać ciała. Ale to się będzie zmieniać - trafiają do mnie ludzie z różnych środowisk. Wśród klientów miałem m.in. chirurga onkologii, któremu tatuowałem na plecach samuraja w stylu japońskim, obcinającego rakowi szczypce. Przychodzą matki z córkami, tatuują się razem lub mama nadzoruje zabieg, żeby potem wrócić do studia.
Dero z Rock'n'Roll mieszkał 7 lat w Szkocji - widzi przepaść, jeśli chodzi o podejście do body artu na Zachodzie i w kraju. Spotykał tam 50-letnich kasjerów z tunelami w uszach, ochroniarzy z piercingiem, bankowców i policjantów z tatuażami. - To nie wzbudzało u nikogo emocji, było sposobem na wyrażenie siebie - opowiada. - Przyszła do mnie kiedyś 70-letnia kobieta. Niedawno zmarł jej mąż i na pamiątkę chciała wytatuować dwie jaskółki podpisane imionami - swoim i nieżyjącego małżonka. Bała się bólu, więc przed zabiegiem wstąpiła do baru na dwa drinki. Okazało się, że niepotrzebnie - nie bolało tak bardzo, a rysunek jej się podobał i planowała kolejne.
Dero tatuował bankowców, prawników, lekarzy. Kolega ze studia Mikael - księdza, który ozdobił dwie ręce i tors symbolami dobra i zła, babcia Kingi z Redberry Tattoo poprosiła o chińskie znaki symbolizujące wnuka i wnuczkę.
- Stereotypy wiążące tatuaż ze środowiskami przestępczymi tracą dziś rację bytu - tłumaczy Tomasz Madej, antropolog i pracownik Muzeum Azji i Pacyfiku. - Niechęć do tatuażu brała się z nieświadomości jego korzeni. A przecież ten zwyczaj jest bardzo stary, nie było plemion, które by się nie tatuowały, tradycja istniała również na ziemiach polskich, chociaż mamy skąpe informacje na ten temat. Mentalność Polaków zmieniły środki masowego przekazu, większa świadomość własnego ciała oraz wzory cielesności, jakie celebryci przekazywali opinii publicznej. W latach 90. krążyły nieliczne kolorowe wydawnictwa, z których wyciągało się plakaty. Na zdjęciach oglądaliśmy wytatuowane gwiazdy muzyki czy filmu i chcieliśmy to kopiować.
Z ulicy na salony
Artystów tatuażu przybywa, a ich pracownie cieszą się rosnącym powodzeniem. Redberry na Sokolniczej działa od rana do późnej nocy, także w niedzielę, a Timur, główny tatuażysta salonu, jest tak rozrywany, że nie jest w stanie znaleźć pięciu minut na rozmowę. Zapisy uruchamia się raz na trzy miesiące - kalendarz zapełnia się wtedy błyskawicznie. W ubiegłym roku wstrzymano zapisy do Victora Portugala z Krakowa - grafik pękał w szwach, był wypełniony do 2017 roku.
- Trzeba oddzielić tatuażystów od artystów - tłumaczy Luke, tatuażysta z Rock'n'Roll Tattoo, absolwent historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim. - Fabryk pieczątek wciąż jest więcej. Sytuacja we Wrocławiu zaczęła się zmieniać dwa-trzy lata temu, gdy pojawiły się studia realizujące autorskie projekty oraz artyści, którym etyka zawodowa nie pozwala na kopiowanie wzorów. Tatuaż przechodzi teraz drogę, jaką ma za sobą street art, który z ulicy wszedł na salony, złamał bariery stworzone przez akademików i otworzył na siebie środowiska artystyczne, m.in. dzięki takim zjawiskom jak Etam Cru.
Duet Etam Cru tworzą absolwenci łódzkiego ASP - Przemek Blejzyk i Mateusz Gapski, jedni z najbardziej kreatywnych, młodych twórców street artu w Polsce.
Tomasz Madej uważa, że jeśli chodzi o sztukę tatuażu, Polska jest wyjątkowym zjawiskiem. - Tatuaż jako forma sztuki wciąż ewoluuje, pulsuje pod skórą - jeszcze tej ostatniej kropli pigmentu nie było - mówi. - Polscy twórcy należą do ścisłej czołówki europejskiej, a nawet światowej. Wsparciem był dla nich rozwój środków masowego przekazu i serwisów społecznościowych. Ludzie udostępniają świetne prace, pokazują innym, podziwiają, komentują: "Patrzcie, czegoś takiego jeszcze nie było, ten człowiek rozwala system". Fanpejdż "Tatuaż Etniczny", którego ojcem jestem, doczekał się już ponad dwudziestu tysięcy polubień.
Pomogłem, kciuk w górę obok posta. Dbaj o dziarę bo jak dbasz tak masz!
Zapisane na skórze
Internetowe portfolio oraz fanpejdż La Bruja Project pozwoliły zaistnieć Kasi Krutak (dziś w Redberry). Jej rysunki zauważył tatuator z Lublińca Winiol - chciał wytatuować jedną z prac Kasi. Zgodziła się, ale w zamian za praktyki.
- Chciałam przenosić grafiki na skórę - opowiada. - Wyjechałam do Włoch, żeby zarobić na drogi sprzęt, pracowałam przy zbiorach winogron, po pracy rysowałam. Potem przez dwa lata szukałam kogoś, kto mógłby mnie przyuczyć. Wejście w ten świat nie jest proste, nie każdy chce przyjmować uczniów patrzących mu na ręce, dlatego tak wiele zawdzięczam Łukaszowi.
Dero tatuażem zajmuje się od 1999 roku, w studiu pracuje od 2008 roku. Wyszkolił trzy praktykantki. Szczególnie ciepło wspomina Dżo Lamę pracującą obecnie we wrocławskim Santa Muerte.
- Wykształciła własny styl operujący plamą i akwarelami, nadal się rozwija. W przeciwieństwie do tatuażystów, którzy dekadę temu byli dobrzy, ale się zatrzymali w artystycznym rozwoju. Teraz prześcigają ich młodzi ludzie z wyobraźnią, którzy są na rynku dopiero od kilku lat.
Kinga Ojrzyńska z Redberry zauważa, że do studia przychodzi coraz więcej świadomych klientów, którzy kolekcjonują na sobie autorskie tatuaże. - Trochę jak inni kolekcjonują dzieła sztuki - tłumaczy. - Szukają artyzmu, indywidualnego podejścia. Nikt nie trafia tu przypadkowo. Klienci znają nasze prace i wybierają konkretnego artystę, którego obdarzają zaufaniem.
Estetyka to jednak nie wszystko. - Po tatuaż przychodzą ludzie w przełomowych momentach, zamykający za sobą pewien etap, także śmiertelnie chorzy, którzy przed śmiercią odczuwają wielką potrzebę realizacji marzeń przez dalekie podróże czy właśnie tatuaż - opowiada Luke.
Twierdzi, że dobry tatuażysta ma w sobie coś z szamana i coś z barmana. Z barmana, bo podczas pracy zdarzają się rozmowy na tematy delikatne, zawiązuje się nić porozumienia, a niektórzy klienci zaprzyjaźniają się z tatuażystą. Z szamana, bo często potrafi wyekstrahować z niejasnej wizji konkretny motyw, korespondujący z osobowością tatuowanego, przez co zabieg nabiera wymiaru symbolicznego. Ten wymiar znakowania ciała odzwierciedla się w renesansie tatuażu etnicznego.
- Potrzeba powrotu do korzeni tkwi w nas głęboko, wracamy do linii przodków, pierwotnych znaków niebędących aktem ekspresji artystycznej, ale nadaniem tożsamości. Proces zdobienia skóry jest złożony jak kultury, z których się wywodzimy - wyjaśnia Tomasz Madej. - Ludzie wychodzą ze studia, tatuując na łonie natury i stosując dawne praktyki: hand-tapping, nakłuwanie pojedynczą igłą, budowanie ornamentu za pomocą pojedynczych kropek, nabijanie pigmentu młoteczkiem. Istnieją formy tatuażu, o których ludzie Zachodu nie mają pojęcia. Tatuaż tajski to nie tylko znak na ciele - wykonujący go mistrz przekazuje tajemną wiedzę. Sam motyw staje się katalizatorem zmian, pojawia się w odpowiedzi na duchową potrzebę, jest bramą energii.
Bruja znaczy wiedźma
Kontakt z naturą i powrót do źródeł stał się siłą napędową twórczości Kasi Krutak. Jej La Bruja Project powstał, gdy opuściła miasto i zamieszkała w domu w Wapienicach, w pobliżu lasu i górskich szlaków. Powstało wiele projektów, które spajał motyw kobiety - odciętej od ról, norm społecznych i standardowego wizerunku nadanego przez ogół.
- Bruja to po hiszpańsku wiedźma, czarownica. Kobiety, które posiadały wiedzę, mające kontakt z naturą, znające techniki leczenia żyły kiedyś na marginesie społeczeństwa. Były silne, niezależne, przez co budziły lęk. Stąd Bruja Project skoncentrowany jest na pierwiastku kobiecym - zaznacza tatuażystka.
"Bruja" to również utwór z filmu "Frida". - Frida Kahlo wciąż mnie inspiruje, jej sztuka kipi od emocji, jest bardzo osobista, a sama artystka mimo cierpień pozostała niezwykle silną, pełną energii kobietą - mówi Krutak.
Kasia energią dzieli się z klientem. Praca jest wymianą - tatuowany dostaje niepowtarzalną grafikę, obdarzając w zamian tatuażystkę zaufaniem, energią i wdzięcznością.
Tak było w przypadku pani doktor historii sztuki średniowiecznej, która ozdabiała ciało i u Kasi, i u Luke'a z Rock'n'roll Tattoo. Luke odtwarzał na jej ciele średniowieczne sztychy.
Bo mimo rozwoju sztuki tatuażu w studiach wciąż się kopiuje - i to nie tylko średniowieczne sztychy. Także podobizny popowych gwiazdek - Rihanny czy Dody. Takie tatuaże, podobnie jak imiona partnerów, szybko się deaktualizują - Rihanna przestaje fascynować, partner odchodzi. Wtedy szuka się tatuażysty, który wykona tzw. cover i przykryje nowym wzorem błąd młodości. Dlatego przed przystąpieniem do pracy tatuażyści podkreślają, że to poważna decyzja.
- Odpowiedzialny i doświadczony tatuażysta odeśle człowieka, który upiera się przy wizji, która mu zaszkodzi. Ja w takich wypadkach rezygnuję z zarobku i ze zlecenia. Podobnie, gdy klient upiera się przy stylu, który jest mi obcy - proponuję mu świetnych fachowców, którzy lepiej czują określony klimat - relacjonuje Luke. - Czasem warto zapłacić dodatkowo za bilet do innego miasta i oddać się w ręce artysty, którego wizja będzie kompatybilna z naszą.
A wizja i potrzeba wyciągnięcia jej na wierzch, spod skóry, wciąż w nas tkwi i tkwić będzie.
- Współczesny tatuaż pełni inne funkcje niż dawniej, ale wciąż tkwi w nim cząstka pierwotnej potrzeby - podkreśla Tomasz Madej. - Podskórny świat ludzkich emocji jest tak samo żywy jak kiedyś, a skóra może te emocje wydobyć. Nowozelandzki artysta Brent McCown powiedział mi kiedyś, że uważa się za rzemieślnika, który zdziera wierzchnią korę, by wydobyć z materii kształt, który już tam jest. Rolą tatuażysty jest pozwolić wyjść na skórę temu, co w człowieku drzemie.
Cały tekst: http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,17852057,Mama_i_corka_razem_ida_na_tatuaz.html
Internetowe portfolio oraz fanpejdż La Bruja Project pozwoliły zaistnieć Kasi Krutak (dziś w Redberry). Jej rysunki zauważył tatuator z Lublińca Winiol - chciał wytatuować jedną z prac Kasi. Zgodziła się, ale w zamian za praktyki.
- Chciałam przenosić grafiki na skórę - opowiada. - Wyjechałam do Włoch, żeby zarobić na drogi sprzęt, pracowałam przy zbiorach winogron, po pracy rysowałam. Potem przez dwa lata szukałam kogoś, kto mógłby mnie przyuczyć. Wejście w ten świat nie jest proste, nie każdy chce przyjmować uczniów patrzących mu na ręce, dlatego tak wiele zawdzięczam Łukaszowi.
Dero tatuażem zajmuje się od 1999 roku, w studiu pracuje od 2008 roku. Wyszkolił trzy praktykantki. Szczególnie ciepło wspomina Dżo Lamę pracującą obecnie we wrocławskim Santa Muerte.
- Wykształciła własny styl operujący plamą i akwarelami, nadal się rozwija. W przeciwieństwie do tatuażystów, którzy dekadę temu byli dobrzy, ale się zatrzymali w artystycznym rozwoju. Teraz prześcigają ich młodzi ludzie z wyobraźnią, którzy są na rynku dopiero od kilku lat.
Kinga Ojrzyńska z Redberry zauważa, że do studia przychodzi coraz więcej świadomych klientów, którzy kolekcjonują na sobie autorskie tatuaże. - Trochę jak inni kolekcjonują dzieła sztuki - tłumaczy. - Szukają artyzmu, indywidualnego podejścia. Nikt nie trafia tu przypadkowo. Klienci znają nasze prace i wybierają konkretnego artystę, którego obdarzają zaufaniem.
Estetyka to jednak nie wszystko. - Po tatuaż przychodzą ludzie w przełomowych momentach, zamykający za sobą pewien etap, także śmiertelnie chorzy, którzy przed śmiercią odczuwają wielką potrzebę realizacji marzeń przez dalekie podróże czy właśnie tatuaż - opowiada Luke.
Twierdzi, że dobry tatuażysta ma w sobie coś z szamana i coś z barmana. Z barmana, bo podczas pracy zdarzają się rozmowy na tematy delikatne, zawiązuje się nić porozumienia, a niektórzy klienci zaprzyjaźniają się z tatuażystą. Z szamana, bo często potrafi wyekstrahować z niejasnej wizji konkretny motyw, korespondujący z osobowością tatuowanego, przez co zabieg nabiera wymiaru symbolicznego. Ten wymiar znakowania ciała odzwierciedla się w renesansie tatuażu etnicznego.
- Potrzeba powrotu do korzeni tkwi w nas głęboko, wracamy do linii przodków, pierwotnych znaków niebędących aktem ekspresji artystycznej, ale nadaniem tożsamości. Proces zdobienia skóry jest złożony jak kultury, z których się wywodzimy - wyjaśnia Tomasz Madej. - Ludzie wychodzą ze studia, tatuując na łonie natury i stosując dawne praktyki: hand-tapping, nakłuwanie pojedynczą igłą, budowanie ornamentu za pomocą pojedynczych kropek, nabijanie pigmentu młoteczkiem. Istnieją formy tatuażu, o których ludzie Zachodu nie mają pojęcia. Tatuaż tajski to nie tylko znak na ciele - wykonujący go mistrz przekazuje tajemną wiedzę. Sam motyw staje się katalizatorem zmian, pojawia się w odpowiedzi na duchową potrzebę, jest bramą energii.
Bruja znaczy wiedźma
Kontakt z naturą i powrót do źródeł stał się siłą napędową twórczości Kasi Krutak. Jej La Bruja Project powstał, gdy opuściła miasto i zamieszkała w domu w Wapienicach, w pobliżu lasu i górskich szlaków. Powstało wiele projektów, które spajał motyw kobiety - odciętej od ról, norm społecznych i standardowego wizerunku nadanego przez ogół.
- Bruja to po hiszpańsku wiedźma, czarownica. Kobiety, które posiadały wiedzę, mające kontakt z naturą, znające techniki leczenia żyły kiedyś na marginesie społeczeństwa. Były silne, niezależne, przez co budziły lęk. Stąd Bruja Project skoncentrowany jest na pierwiastku kobiecym - zaznacza tatuażystka.
"Bruja" to również utwór z filmu "Frida". - Frida Kahlo wciąż mnie inspiruje, jej sztuka kipi od emocji, jest bardzo osobista, a sama artystka mimo cierpień pozostała niezwykle silną, pełną energii kobietą - mówi Krutak.
Kasia energią dzieli się z klientem. Praca jest wymianą - tatuowany dostaje niepowtarzalną grafikę, obdarzając w zamian tatuażystkę zaufaniem, energią i wdzięcznością.
Tak było w przypadku pani doktor historii sztuki średniowiecznej, która ozdabiała ciało i u Kasi, i u Luke'a z Rock'n'roll Tattoo. Luke odtwarzał na jej ciele średniowieczne sztychy.
Bo mimo rozwoju sztuki tatuażu w studiach wciąż się kopiuje - i to nie tylko średniowieczne sztychy. Także podobizny popowych gwiazdek - Rihanny czy Dody. Takie tatuaże, podobnie jak imiona partnerów, szybko się deaktualizują - Rihanna przestaje fascynować, partner odchodzi. Wtedy szuka się tatuażysty, który wykona tzw. cover i przykryje nowym wzorem błąd młodości. Dlatego przed przystąpieniem do pracy tatuażyści podkreślają, że to poważna decyzja.
- Odpowiedzialny i doświadczony tatuażysta odeśle człowieka, który upiera się przy wizji, która mu zaszkodzi. Ja w takich wypadkach rezygnuję z zarobku i ze zlecenia. Podobnie, gdy klient upiera się przy stylu, który jest mi obcy - proponuję mu świetnych fachowców, którzy lepiej czują określony klimat - relacjonuje Luke. - Czasem warto zapłacić dodatkowo za bilet do innego miasta i oddać się w ręce artysty, którego wizja będzie kompatybilna z naszą.
A wizja i potrzeba wyciągnięcia jej na wierzch, spod skóry, wciąż w nas tkwi i tkwić będzie.
- Współczesny tatuaż pełni inne funkcje niż dawniej, ale wciąż tkwi w nim cząstka pierwotnej potrzeby - podkreśla Tomasz Madej. - Podskórny świat ludzkich emocji jest tak samo żywy jak kiedyś, a skóra może te emocje wydobyć. Nowozelandzki artysta Brent McCown powiedział mi kiedyś, że uważa się za rzemieślnika, który zdziera wierzchnią korę, by wydobyć z materii kształt, który już tam jest. Rolą tatuażysty jest pozwolić wyjść na skórę temu, co w człowieku drzemie.
Cały tekst: http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,17852057,Mama_i_corka_razem_ida_na_tatuaz.html
Pomogłem, kciuk w górę obok posta. Dbaj o dziarę bo jak dbasz tak masz!
Jesteś w dziale: Ciekawe artykuły/filmiki
Skomentuj temat! Zaloguj
się!
Aktywne tematy
Popularne tematy