Wykonywanie tatuaży stało się w ostatnich latach bardzo modne. Jest to szczególne widoczne w lato w dużych zbiorowiskach ludzi: wytatuowany napakowany łysy facet, pracownik korpo, student o wyglądzie kujona czy drobna dziewczyna.
Tatuaże są wszędzie, a świat, który staje się coraz mniejszy nadaje im nową rolę - czegoś oryginalnego, co będzie nas wyróżniało z tłumu. Ile osób, tyle powodów żeby zrobić sobie dziarę. Jeśli tylko ktoś ma ochotę - proszę bardzo. To czy komuś się podobają czy nie to już kwestia upodobań, tak samo jak ulubiony kolor bielizny czy stosunek do zupy pomidorowej. Śmieszą mnie jednak opinie negatywne w stylu: "Bo kiedyś to tego nie było". Czy na pewno?
Okazuje się, że tatuaże wykonywano już w pradziejach i istnieje wiele źródeł wskazujących, że nie były to odosobnione przypadki. Bardzo znanym przypadkiem jest mumia człowieka sprzed 3300 lat znaleziona w Alpach na granicy austriacko-włoskiej. Był to pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna nazwany przez uczonych Ötzi, człowiek z Similaun lub człowiek z lodu. W toku szczegółowych badań antropologicznych znaleziono na jego ciele 61 tatuaży. Były to różne linie, czasami się krzyżujące, wykonane za pomocą miedzianej igły i węgla.
Wiele wytatuowanych ciał sprzed wieków znaleźli rosyjscy archeolodzy w grobach doskonale zakonserwowanych dzięki wiecznej zmarzlinie. W warunkach podobnych do lodówki dotrwali oni do naszych czasów w zadziwiająco dobrym stanie zachowania. W jednym z nich, odkrytym w Gornoałtajsku znaleziono młodą scytyjską "księżniczkę" sprzed 2,5 lat. Na jej ramionach, plecach i prawej nodze znaleziono wiele pięknych tatuaży przedstawiających walczące zwierzęta.
Tatuaże znajdowano też wielokrotnie na mumiach egipskich. Czy zatem dawniej tego nie było? Odesłać taką osobą do książek, internetu czy muzeum, a może machnąć ręką?